W poniedziałek 5 września 2011 r. po raz kolejny odbyło się tradycyjne podpisywanie umów uczniowskich z mistrzami szkolącymi.
Uroczyste zawieranie umów uczniowskich w zawodzie introligator, fotograf, mechanik pojazdów samochodowych i tapicer odbywa się w Wielkopolskiej Izbie Rzemieślniczej w Poznaniu już od wielu, wielu lat.
O – wydawać by się mogło - archaicznych zwyczajach ale i przyszłości rzemiosła przy okazji tych uroczystości rozmawiamy ze Stanisławem Marczakiem Starszym Cechu Rzemiosł Różnych w Poznaniu i Wiceprezesem WIR. Szczególnie bliskie są mu uroczystości z udziałem przyszłych - miejmy nadzieję - mistrzów fryzjerstwa.
Górnicy skaczą przez skórę, nowicjusze na pokładzie jachtu zwykle wysyłani są po „wiadro kilwateru”, różne są początki wchodzenia w zawód… Czy zatem te uroczystości są nawiązaniem do takich zawodowych tradycji?
Od dwudziestu lat w naszym cechu w ten sposób wprowadzamy młodych ludzi w brać rzemieślniczą. Jest to uroczyste spisanie umów uczniowskich w obecności rodziców i mistrzów szkolących, a także starszyzny cechowej. To znakomita okazja do przedstawienia wszystkich praw ale i obowiązków ucznia, a także krótkiej historii zawodu, z którym wiążą swą przyszłości ci młodzi ludzie. Wtedy także przedstawiony jest zarys programu szkolenia. A potem następuje ten najdonioślejszy moment – czyli podpisanie umowy.
Taką umowę podpisuje się w nadziei, że za trzy lata uczeń przystąpi do egzaminu czeladniczego….
Tak, a jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, za kolejne trzy lata młody człowiek może przystąpić do egzaminu mistrzowskiego. Dobrym zwyczajem naszego cechu jest też uroczyste pasowanie na czeladnika tych młodych adeptów zawodu, którzy egzamin praktyczny zaliczyli co najmniej z oceną dobrą. Ale ta uroczystość odbywa się już w Poznańskiej Farze.
Ktoś złośliwie może powiedzieć – po co ta celebra i zamieszanie , ale gdy patrzy się na twarze tych młodych ludzi wtedy widać , że oni autentycznie przeżywają te chwilę!
Myślę , że w tym zagonionym świecie takie wzmocnienie poczucia wspólnoty, przynależności do grupy zawodowej jest niezwykle ważne. To także uroczyste potwierdzenie wyboru zawodu , ścieżki kariery… A ten młody człowiek dowiaduje się też, że zaczyna przygodę z bardzo kreatywnym zawodem. Dzisiejsze fryzjerstwo bardzo różni się od tego co jeszcze obowiązywało przed dwiema dekadami. Fryzjer to dziś w dużej mierze nie tylko doskonały rzemieślnik, który opanował tajniki strzyżenia czy modelowania, ale to przede wszystkim kreator, stylista, a po trosze również… psycholog. Bardzo cieszy mnie też fakt, że 80% naszych uczniów decyduje się na kontynuowanie nauki w technikum – zdobywają zawód, a potem starają się uzupełnić wykształcenie. To świadczy o zupełnie innym podejściu do fryzjerstwa, któremu dziś chyba zdecydowanie bliżej do artyzmu.
W wielu cechach słyszy się narzekania na brak chętnych do nauki, czy jest to również bolączka fryzjerów?
Nie , szczęśliwie nie! Wręcz odwrotnie, podpisaliśmy o jedną trzecią więcej umów niż w ubiegłym roku. Taki wzrost obserwujemy także w innych zawodach skupionych w naszym cechu. Myślę, że jest to efekt bardzo rozsądnego podchodzenia młodych ludzi, do swojej przyszłości. Podpiszemy blisko 500 umów.
Wleję łyżkę dziegciu do tej beczki miodu – czy oni będą mieli pracę.
Jeśli chodzi o fryzjerów – z pewnością tak. Wystarczy wejść na jaką kolwiek stronę ogłoszeniową – fryzjerzy bez kłopotu znajdą pracę. A pozostali - po prostu zdają sobie sprawę z tego, że jeśli zdobędą solidny fach nie będą mieli kłopotu ze znalezieniem dobrej pracy, co niestety często przydarza się ich rówieśnikom, którzy skończyli liceum ogólnokształcące, a nie poszli na studia. Co więcej sami potem, gdy już mają w ręku dyplom czeladnika cieszą się, że uzyskali potwierdzenie kwalifikacji zawodowych, potwierdzenie, które jest honorowane w innych krajach
A czego życzyłby Pan rodzicom tych przyszłych czeladników?
Mam taką stałą regułę, którą od lat stosuję w rozmowach z rodzicami uczniów – proszę aby nie brakowało im cierpliwości. Wiem jak dużo wysiłku włożyli w znalezienie miejsca praktyki w zakładzie fryzjerskim, dlatego tak bardzo zależy mi na tym, aby ten wysiłek nie poszedł na marne i aby pozostawali w stałym kontakcie z mistrzem szkolącym ich dziecko. W tym trybie nauki nie ma wywiadówek, są dzienniczki praktyk zawodowych, które trzeba na bieżąco śledzić, ale najważniejsza jest rozmowa z mistrzem szkolącym i konsekwentny nadzór nad przebiegiem nauki. Tylko dzięki takiej współpracy z mistrzem szkolącym, z własnym dzieckiem, a także z cechem będziemy mogli spotkać się w tym samym gronie po egzaminach czeladniczych. Kończąc tę uroczystość zawsze podkreślam, że chciałbym w takim samym gronie braci rzemieślniczej w jakim się witamy mogli się spotkać za trzy lata, gdy przyjdzie pora na zdawanie egzaminu czeladniczego. Przecież to właśnie odebranie dyplomu jest ukoronowaniem pracy w ciągu tych przyszłych trzech lat.
Zatem – oby wszystkim się udało!
Dziękuje za rozmowę.
Marzena Rutkowska-Kalisz
foto:Katarzyna Rusin-Smolińska